Wczorajszy trening był śmieszny, więc ŻAŁUJ, Saro, żałuj!!
Nie trzeba było udeptywać trawy i mieliśmy własnego fotografa, i wdzięczną publikę
Szkoda tylko, ze skład był skromny. Ale właściwie nie o tym chciałam pisać! ;] To miało być tylko preludium do właściwej opowieści, która dotyczy tego, co wydarzyło się po treningu. Siedziałam sobie spokojnie wraz z B.W, Baka i Amfim przy stoliku Zielonej, gdy wtem do mych uszu dobiegł mrożący krew w żyłach krzyk. Spojrzałam znad kufla na źródło hałasu. Był to B.W. Miał na twarzy wyraz bólu i cierpienia. Gdy doszedł już do siebie, wyjawił nam co było źrółdem całego zamieszania. Otóż B.W. bez reszty pochłonięty rozmową w tak wybornym towarzystwie zupełnie nie zauważył zakradającej sie do niego starszliwego pająka! Ową bestię dostrzegł w ostatniej chwili. Gdy instynktownie wyciagnął rękę, by zmieść ośmionożnego stwora z powierzchni ziemii, ten zatopił swe ostre zębiska w jego stopie. Zaraz potem jednak pająk wydał ostatnie tchnienie. Owo zajście na zawsze odmieniło naszego kolegę B.W., któremu bardziej przysluguje teraz tytuł "Spidermana" (bo pająk oczywywiście był wynikiem nieudanego eksperymentu genetycznego, więc miał zdolnosć przekazywania super mocy!)
Tak więc Kendocy (małego i dużego formatu), strzeżcie się!