PKPJelczMiłoszyce

<1>

2003-11-27 11:50:06
ciąg dalszy zostanie na zawsze w pamięci uczestników zajścia. nie zdążyłem zrobić opisu na gorąco a teraz mi się już nie chce :P, w sumie nic takiego się tam nie działo!
dziś znowu czwartek, zobaczymy co nam wieczór przyniesie!:)
pozdrawiam.

2003-11-22 17:37:07
ooo panie i panowie, co to był za wieczór. był fest na maxa zajebisty że heej. dawno nie było takiej jazdy. wszystko zaczęło się dość nostalgicznie, ale nie będę publicznie mówił dlaczego... Cel był jeden - najebać się :) i tak się zaczęło, od flaszki zrobionej przeze mnie,gordona i masła, która poszła w zaskakującym tempie. Po jakimś czasie przyjechał Dejvid, na siłownię. looz. że była wczesna pora, zeszliśmy na doł i choć dla pijacych to nie było w planie, spędziliśmy tam z godzinę.w międzyczasie doszedł miro. po jakimś czasie postanowiliśmy wybyć, wziąwszy od dejvida kluczyki od fury, napierdolona trójka w składzie ja,masło,gordon pojechaliśmy pod tani:) kierowcą był oczywiście masło(bo najmniej wypił ;) ale taka jest wersja jakby się dejvid pytał :). w tanim zaopatrujemy się w bronki, pijemy w aucie, dojeżdza miro i dejvid, i dejvida tyle na ten wieczór.a nie sorki, jeszcze się przewinie w tym opowiadaniu, ale to znacznie później. pijąc za tanim wpadamy na pomysł żeby dryndnąć do buczka i nakręcić go na jakieś palonko, dzwonię i mówię żeby przyjechał do cantry, spox, on już tam jest. przenosimy się do cantry, a w tym czasie miro odstawia furę do chaty. w cantry pifko, jedno oficjalne, a kilka podstołowych:) tam spędzamy znaczną część wieczoru, nie było to jednak takie zwykłe codzienne posiedzonko a to ze względu na promilaż alku we krwi:) siedzimy tam do około, a nie pamiętam do której. długo, na tyle długo że oczywiście zostajemy tam już sami tzn. na koniec doszedł waldzior, i została nas 5tka. wyłączaniem światła, szefowa daje cynk do opuszczenia lokalu. no wałek, zawiedzeni wychodzimy z cantry. jednak szybko ratujemy się pomysłem hmmm. a może by tak do nocnego? no to walimy po autko, waldzior będzie prowadził, on wypił przecież tylko jedno piwo, przechodząc późno w nocy obok klatki dejvida nie omieszkamy zaśpiewać" Dejvidzie, czy Ci nie żal? ... " szybko dostajemy telefon od niego z lekkim opierdolem. fakt, należało nam się:) pakujemy się do auta, waldzior mówi, nie mam prawka jak dostanę mandat to zrzucamy się. jedziemy pod nocny. tam życie się jeszcze toczy. spotykamy jeszcze szefową, którą miro zbyt mało dyskretnie próbował od tyłu, cokolwiek to znaczy :)))) popijając kolejne bronxy, nawija się jakiś dwóch typów którzy za 10 zeta chcą do piekar, pojazd zamienił się na chwilę w taxówkę po czym do kieszeni wpada dychacz,, interes był jak z nieba, ponieważ paliwa było tyle co kot napłakał. Ale to nie koniec bonusów tego wieczoru. Pod nocny zajeżdza dziubek, okoliczny d. co tam wisi zapytać czy ma jakiś stuffik, a on na to że coś by się znalazło, szybka decyzja i orgaznizowanie hajsu, lecz kieszenie był już niestety puste, uuuu lipa. dziubek zadaje pytanie to jak bierzecie w końcu coś, a my, eee, nie mam jednak szmalu. nagle ni stąg ni z owąd daje mi do ręki jakieś pótorej dobrej kuleczki, hehehe, no to fest, serdeczne bóg zapłać i narty. odjechał. spox, no tak a szkło?? gdzie my o tej porze kupimy?? no jak to gdzie, znalazło się jeszcze jakieś w nocnym. jakoś mniej więcej o tej porze na żyganie zebrało gordona i puścił takiego pawia za alabamą że można by w nim kogoś utopić. spalamy to gówno pod sklepem i jedziemy zatankować za uczciwie zarobione pieniądze:) spod sabika ruszamy na górkę, czyli miejscówę na stacji w Miłoszycach. spędzamy tam jakieś 20-30 minut, zjewając z wielu motywów. robimy sobie zdjęcia na jakiejś drezynie dziwnej i.t.d. nagle ustawiamy się do wspólnej fotki, a tu jeb taki żyg wielki, tym razem z moich ust:) fest. wracamy w okolice auta, po czym zza zakrętu ... c.d.n. (muszę już wyjść)